sobota, 12 grudnia 2015

Narcystycznie

Pisałam ostatnio mądre posty z życiowym przesłaniem, więc czas teraz na coś luźniejszego z nutą mojego złośliwego humoru. Jako, że moje życie jest jeszcze bardziej ironiczne niż ja, to o nim Wam dziś trochę opowiem, bo chyba nie było jeszcze takiego czysto narcystycznego posta, jaka to jestem fajna... *powinnam napisać "nie no, żarcik, wcale nie jestem"... ale mama mówiła, że nie ładnie kłamać*



Kończy się półrocze, więc warto by było coś opowiedzieć o nowej szkole. Szkoda mi było rozstawać się z ludźmi z gimnazjum, bo z niektórymi znałam się 10 lat, innymi 6, więc praktycznie wszyscy znaliśmy się jak łyse konie... *głupie powiedzenie, konie z futrem znają się niby mniej czy co? o.O* Początek w nowej szkole był wątpliwy, bo większość osób znała się z obozów czy klubów i ciężko było wstrzelić się do częściowo ukształtowanej paczki... No, ale ostatnie miesiące wskazują, że jednak nie jest tak źle, jak się spodziewałam. Klasa okazała się naprawdę ok. Jasne, że są osoby, których nie trawię, ale takie są wszędzie, no nie? Większość jest naprawdę super i nie żałuję, że spędzę z nimi kolejne trzy lata.



Szkoła sama w sobie dla wielu ma zbyt niski poziom. Jeśli mnie to oceniać, to uważam, że poziom jest dostosowany do szkół sportowych, gdzie nie wszyscy mają czas na naukę, bo priorytetem są treningi i mecze. Jeśli komuś zależy na dobrze zdanej maturze to uważam, że jest w stanie się do niej przygotować... no ale *kich* ok *kich*, jak kto woli... *kuźwa, kicham jak strzał z kałasznika...*

Siatkówka wczepiła się w moje życie już na stałe, bo oprócz godzin spędzonych przed telewizorem na oglądaniu meczy, pogrywam sobie 4 razy w tygodniu pod okiem trenera, którego imienia wciąż nie znam... *chyba Paweł, ale nie dam się ubić, bo wołamy po nazwisku...*. Ostatnio w obliczu zmęczenia materiału, gorszego, dobijającego treningu i pierwszego stadium depresji sportowej usłyszałam, że robię duże postępy i chociaż sama mogę tego nie widzieć, bo wymagam od siebie perfekcji to te postępy są i nie wolno przekreślać mi wszystkiego przez jedną porażkę. Myślę, że tu właśnie wychodzi istota sportu: kluczem do sukcesu jest podniesienie się wtedy, gdy inni nie mogą. Ja trafiłam na ludzi, którzy mnie wspierają i jestem im za to bardzo wdzięczna, bo z takim wsparciem można wszystko.



*miało być na luźno, a tu znowu życie brutalnie wdziera się ze swoimi cierpieniami... zanućmy czołówkę z KLANU... "życie, życie jest nowelą... raz przyjazną, a raz wrogą"...*

Powoli zaczynamy się wyciągać i lampy w domu są zawieszone trochę za nisko, a ciuchy robią się przymałe *familio, szykuj portfel, czas na shopping*. Z jednej strony fajnie, bo wzrost to wzrost, podnosisz ręce i masz blok, ale... chyba czas pożegnać się z 10 cm obcasami, w których jestem wyższa od mojego taty... #problemy #siatkarek #tych #pseudo #też



Zdjęcia, które się przewijają się między kolejnymi akapitami *wykonane przez najlepszego włoskiego fotografa sportowego - Elenę Zanutto* to wstęp do tego, o czym muszę powiedzieć, inaczej nie byłabym sobą. Mianowicie: światowa siatkówka, a nie to pykadełko, w które ja bawię się na hali.
Trwa w najlepsze sezon ligowy na całym świecie, a ja uważnie śledzę Polskę i Italię. Przypadkiem lub nie, mogliście zasłyszeć o Skrze Bełchatów, która jest jednym z najlepszych polskich klubów siatkarskich i moim faworytem do wygrywania wszystkiego, co można wygrać. W tym roku PlusLiga jest poplątana jak słuchawki z kieszeni wyjęte, więc tabelą nie ma się co sugerować za bardzo. Osobiście czekam na dalszą część sezonu, gdzie swoje zacznie grać już zmęczenie i przebyte kilometry.
Ważne, że na razie Skra utrzymuję się wysoko, gra nie najgorzej i nikogo nie trawią poważne kontuzje *a na dworze zaczyna wychodzić słońce... TO ONO JESZCZE ISTNIEJE?!* i oby tak zostało.


Co do ligi włoskiej, to tam powodzi się jeszcze lepiej. Moim faworytem jest zbieranina z całego świata od Brazylii, przez Francję na Serbii kończąc, a zwie się ona Modena. Co ci ludzie potrafią zagrać to ani ja, ani tym bardziej wy *trochę pocisk wyszedł, ale co tam...* nie potraficie sobie wyobrazić... Tylko czekam, aż przyjadą na mecz do Gdańska... pójdę tam... i zapewne zemdleję.
No, ale Modena w rozgrywkach ligowych radzi sobie co najmniej dobrze *właśnie przypomniałam sobie o czekoladzie pod biurkiem, której nie mogę zjeść...* i jest jednym z kandydatów do wygrania pucharu, na co bardzo liczę *i oby była z tego transmisja, bo mnie szlag trafi*.



Mogłabym tak jeszcze zrzędzić godzinami, ale już mam wrażenie, że przynudzam i nikomu nie będzie się chciało tego czytać, więc zostawmy to tak jak jest. Pewnie wciągu najbliższych dwóch dni pojawi się jeszcze jeden post bardziej tematyczny, ale to jeszcze się zobaczy. Jakieś sugestie? O czym by można napisać? Piszcie i opowiadajcie, co u was :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz