sobota, 16 stycznia 2016

BAD DAY

Myślę, że nie ma w życiu sportowca nic gorszego niż miażdżąca porażka. Zdajesz sobie sprawę, że twoja praca nie przynosi oczekiwanych efektów. To tak, jakby ostatni czas poświęcony na treningi nic nie znaczył...
Ostatni poniedziałek był dla mnie jednym z takich dni. Zdecydowałam się na szkołę sportową bez żadnego konkretnego powodu i dla wielu mogłoby się to wydawać głupotą, bo nigdy nic nie trenowałam. Jednak znam siebie lepiej niż inni i wiem, że nie zadowoliłaby mnie inna szkoła niż ta, którą wybrałam. Wiedzą, że sport po prostu sprawia mi radość i daje satysfakcję, wybrałam klasę siatkarską i od września zaczęłam trenować.
Nie muszę chyba mówić, że byłam najsłabsza. Większość dziewczyn trenowała już kilka lat, część miała podstawy, tymczasem ja... nie miałam nic. Zaczynałam od zera i dziś potrafię już przyznać, że widzę efekty. Na pewno nie jestem najlepsza i jeszcze wiele brakuje mi do wyrównania poziomu z koleżankami z klasy, ale na pewno jestem na dobrej drodze.


Moja ambicja przekłada się też na gorycz porażki, która potrafi mnie bardzo zniechęcić. Poniedziałkowy trening przyprawił mnie o łzy, co - swoim zwyczajem - skutecznie ukrywałam. To po prostu jeden z tych dni, kiedy nie wychodzi kompletnie nic i zaczynasz się zastanawiać, czy to wszystko jest tego warte. Godziny spędzone na sali, codzienne wstawanie przed siódmą, żeby iść na trening, choć lekcje zaczynają się dopiero o jedenastej, poobijane ręce, stłuczone i pozdzierane kolana... po co to wszystko, kiedy nic to nie daje...?
To był bardzo ciężki dzień. Chciałam odreagować na siłowni, bo zawsze złe emocje składam się zmieniać w siłę i dodatkową energię. Niestety... po pierwsze: za drogo, po drugie: jestem niepełnoletnia. Kolejne kopnięcie leżącego. Jako, że mieszkam w internacie, nie chciałam siedzieć w pokoju ze współlokatorkami. Wybrałam się do centrum do księgarni, gdzie miałam odebrać paczkę. W tramwaju nie nie mogłam kupić biletu, bo nie miałam drobnych, a kierowca nie miał wydać, bo - jak twierdzi - "musi wziąć tyle, ile się należy". W podobnej sytuacji znalazła się kobieta, która ostatecznie wysiadła z tramwaju. Ja zdecydowałam się jechać na illegalu, bliska płaczu. Tymczasem zupełnie obca kobieta dała mi bilet ze słowami "proszę, skarbie". Podziękowałam i popłakałam się. Siedziałam w tramwaju zapłakana jak małe dziecko i przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad powrotem do domu. Ostatecznie odebrałam moją paczkę, odwiedziłam drogerię i wróciłam do internatu.


Dzień zakończyłam z przefarbowanymi na czarno włosami, przedpremierowo zakupioną biografią Thomasa Morgensterna i myślą, że nikt nie jest robotem. To był pierwszy poważny kryzys w mojej pseudo-karierze siatkarskiej i mam nadzieję, że przez długi czas się nie powtórzy. Kolejne trening przebiegają raz lepiej, raz gorzej, ale staram się cały czas iść do przodu.
A jeśli kiedyś będziecie mogli, pomóżcie komuś. Nigdy nie wiadomo, w jakiej sytuacji dana osoba się znajduje, a drobny gest może okazać się dla niej inspiracją i ogromnym wsparciem. Ja na przykład, noszę teraz przy sobie dodatkowy bilet...


Zapraszam na mojego nowego bloga sportowego *z nieco lżejszą tematyką*

3 komentarze:

  1. Tak, porażka potrafi podciąć skrzydła, ale nie ma się co załamywać tylko iść naprzód, każdy ma gorsze chwile ;)
    Zapraszam do mnie, może wspólna obserwacja? :)

    veronicalucy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dzień zakończyłam z przefarbowanymi na czarno włosami, przedpremierowo zakupioną biografią Thomasa Morgensterna i myślą, że nikt nie jest robotem" - haha xD nie farbuj na czarno! :D Fakt, porażka może nieźle ponieść. Każdy to zna. Poza tym podziwiam wszystkich sportowców - jestem leniem patentowanym :P

    OdpowiedzUsuń