środa, 17 lutego 2016

DAILY VOLLEY

Miałam na dzisiejszy dzień ambitne plany i niewiele z nich wyszło. Z rana chciałam jechać na siłownię, żeby na 16 wrócić na mecz... ale siłownia otwarta jest od 15 także... z czegoś trzeba było zrezygnować...

SIATKÓWKA 1
SIŁOWNIA 0
Niestety...

Wstałam po 12, żeby cały dzień spędzić przed komputerem w oczekiwaniu na mecze, które nie do końca po mojej myśli się ułożyły. Siatkarska Liga Mistrzów wkroczyła w fazę play off'ów, co oznacza już naprawdę wysoki poziom spotkań.
W pierwszym meczu zmierzyła się drużyna z Modeny i turecki Halkbank Ankara. Choć obie ekipy dysponują światowej klasy zawodnikami, to drużyna z Włoch była wymieniana w roli faworyta, ba! nie tylko do wygrania tego spotkania, ale całej Ligi Mistrzów. Trzeba przyznać, że grają dobrze, momentami grają wręcz fenomenalnie i nawet najprostsze akcje w ich wykonaniu są nie do zatrzymania.
Nie dziś.
3:0 dla Halkbanku. Przewaga boiska? Kibiców? Zmęczenie podróżami? Fakt faktem, Halkbank grał dobrze, ale wierzcie mi na słowo, Modena potrafi grać lepiej. Więc oprócz patrzenia na ich blond łepetyny nie było w tym spotkaniu nic fajnego.



Drugi mecz, rozgrywany w łódzkiej Atlas Arenie gościł w roli gospodarza Skrę Bełchatów i Ziraat Bankasi Ankara. Ech, ta Ankara, taka bogata, że dwa kluby ma... szkoda, że ten drugi gówno grać potrafi. Mówi się, że Ziraat nie powinien w ogóle wyjść z grupy i pewnie by tak było, gdyby drużyna z Moskwy nie musiała oddać meczu walkowerem.
I wydawać by się mogło, że co to dla Bełchatowa takie tureckie łebki... no i pewnie tak by się na to patrzyło, gdyby nie fakt, że w ostatnim miesiącu Skra przebyła drogę Wrocław-Rzeszów-Gdańsk-Łódź i zawodnicy byli wykończeni jak psy, a pierwszy atakujący doznał kontuzji kręgosłupa szyjnego. Tak osłabiony Bełchatów słaniał się po boisku przez cztery sety, żeby w ostatnim, kiedy już wydawało się, że będzie tie break, zebrać się do kupy, odrobić cztery punkty straty i zakończyć mecz asem serwisowym. Powiedzmy, że satysfakcjonujący mecz.

Myśląc o tym z perspektywy czasu wolałabym jechać na siłkę. Mogłabym wreszcie wypić moje waniliowe białko... *znaczy i tak je dziś wypiję, chociaż nie powinnam, ups.*

No i zapomniałabym wspomnieć o wczorajszym meczu *Cucine* Lube *Bance Marche Civitanova* *zawsze będzie mnie śmieszyć ta nazwa, serio :')* z Arkasem Izmir. W skrócie o oczekiwaniach? Lube miało wygrać szybko i bezboleśnie, 3:0 i do domu. Niby 3:0 było, niby szybko, niby bezboleśnie, ale w momencie, w którym jeden z topowych zawodników przez dwa sety dostaje 2 piłki, gdzie zwykle dostaje ich 20... nuuuuuudyyyyyy. Mimo wszystko obejrzałam.


Zdjęcie pod tytułem "CTRL+C CTRL+V CTRL+V" pomijając fakt, że *w kolejności* to Serb, Słoweniec i Kubańczyk :')
 
*ten moment, kiedy rozpuszczasz to zasrane białko, a potem patrzysz na nie przez 15 minut, bo boisz się, że będzie ohydnie smakować... nie, jest dobre. A w ogóle post o białku też niedługo będzie*

Tak więc dziś zrobiłam to, co robię najlepiej, a więc opowiedziałam o meczach, przerobiłam kilka fajnych zdjęć i wrzuciłam *a raczej raz wrzucę* jako takiego posta. Odhaczone! Dobranoc.

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem trochę nie w temacie. xd Dlaczego się przefarbowali na blond? ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wokół mnie też jest dużo sportowych zapaleńców :D ja tego nie ro zu miem. Jakikolwiek sport to dla mnie temat obcy :D prócz skoków narciarskich, którymi jestem zaszczepiona od małego
    The balance of my life

    OdpowiedzUsuń