poniedziałek, 26 października 2015

Azzurri

Szybko się uwinęliście z tymi 'kilkoma' komentarzami ;) a ja duszę tego posta od dłuższego czasu, a że mam trochę czasu to wrzucam :D

Mamy już za sobą ponad pół piździernika i pogoda przestała rozpieszczać, brutalnie przypominając, że już po lecie. Południe zaśpiewało "let it's snow", północ (a przynajmniej moje terytorium) uniknęło pogodowych ekscesów, które zostały zastąpione przez deszcz, na szczęście w drobnych ilościach na razie. Ale nie o pogodzie miało być...

Minęła Liga Światowa zakończona na bardzo nielubianym czwartym miejscu.
Minął Puchar Świata, dla nas, choć z trofeum to bez awansu do igrzysk.
Minęły Mistrzostwa Europy, które zawaliliśmy w najmniej spodziewanym momencie, bo w meczu ze Słowenią... chyba nikt się nie spodziewał, że wrócimy do domu zbierając baty od jednej ze słabszych drużyn. Ostatnimi słowami wypowiedzianymi przez mnie w stronę słoweńskich zawodników było "chcę widzieć jak Włosi wam wpier****"... a tu BUM.

Dla Włochów ostatni sezon jest szczególnie udany, choć nic tego nie zapowiadało. Ligę Światową zakończyli na szóstej pozycji, co niespecjalnie dziwi biorąc pod uwagę jakie tam cyrki były... czterech zawodników - w tym dwóch z podstawowej szóstki - dostało bilety do domu trochę wcześniej niż się spodziewali, a wszystko przez nocne wyprawy po Copacabanie.
Nowy trener dostał niewiele czasu na zbudowanie nowej drużyny, a mimo to już na kolejnej imprezie jaką był Puchar Świata, Italia sięgnęła po srebro, zdobywając tym samym awans olimpijski. Ostre rewolucje najwyraźniej się opłaciły. Mistrzostwa Europy są jednym wielkim zaskoczeniem, bo Włosi w walce o finał ulegli... Słowenii :) *wcale nie dramatyzowałam, wcale...* No i skończyło się na trzecim miejscu, a więc kolejny medal. A wszyscy już mówili o rozpadzie reprezentacji...



Ale dlaczego ja tak wałkuję tych Włochów i te ich sukcesy? Otóż... jednych wychowano w nienawiści do szpinaku, innych do Niemców, a mnie - do innych reprezentacji. Moja ciocia, odpowiedzialna za moją siatkarską edukację, bardzo silnie wpoiła mi niechęć do Rosji wraz z przekonaniem, że wszystko, co znajduje się po drugiej stronie siatki to wróg, ble i fuj i trzeba mu wlać.
No niestety, od tamtego czasu moje ideały uległy drobnemu wypaczeniu i tak przed Polskę wybiła się Italia. Na szczęście nie zostałam jeszcze wystawiona na poważną próbę w stylu Polska - Włochy, mecz o złoto i nie mam pojęcia, komu wtedy bym kibicowała. Dopóki taka chwila nie nadejdzie, obu reprezentacjom życzę powodzenia i kibicuję kiedy tylko mogę. *oczywiście Sbornej wciąż nie znoszę*

Dlaczego właściwie Włochy? Tak jakoś wyszło... zaczęło się od meczy, które z nimi graliśmy, moich obserwacji i ciekawości. Przemierzając otchłanie internetu, oferujące mi coraz to nowe zdjęcia, filmy i informacje, stwierdziłam, że makaroniarze to w sumie fajna ekipa jest... no i tak zostało. *właśnie się, oblałam pijąc z najzwyczajniejszego w świecie kubka... ułom czy ułom? o.O*


Wiele się przez ten czas zmieniło, wielu przyszło, wielu odeszło, wielu polubiłam, a wielu do dziś nie trawię. Pozostał nieśmiertelny i niezniszczalny Ivan Zaytsev *czasem się Zajcew pisze, ale nienawidzę ludzi, którzy tak robią :)*, który mimo kontuzji i różnych wybryków *czytaj: Copacabana 2015* wciąż w kadrze się trzyma i to z jaka klasą! Mimo swoich - zaledwie - 27 lat *swoją drogą - najlepsze życzenia, 2 piździernika miał urodziny* ma żonę, dziecko i sprawiają wrażenie szczęśliwej rodziny. Klub, kadra, familia... czas, energię i cierpliwość ma na wszystko, a na dodatek tyle radości mu to sprawia, że aż miło patrzeć. Czym by była kadra Włoch bez Ivana, jego pozytywnej energii, przygłupich żartów i przede wszystkim niesamowitych siatkarskich umiejętności? Nie zazdroszczę Vettoriemu konkurować z nim na pozycji atakującego, bo przebić tego człowieka na boisku graniczy chyba z cudem... No i ostatnio jego włosy przeszły rewolucję, bo zniknął kultowy i znany całemu światu 15-centymetrowy irokez, zastąpiony przez... nic. Łyso. *była czorna rozpocz, płocz i ryk, ale ufff, odrasta* To jeden z tych zawodników, na których dobrą grę patrzy się z serduchami w oczach. Typ gracza, którego publiczność kocha za widowiskowe akcje i ekspresyjność w wyrażaniu emocji, bo Zay ma w zwyczaju kręcić kółka po całym boisku i różne tam jeszcze cuda robi... no na przykład wyciera twarz koszulką... i w ogóle ta koszulka mu chyba często przeszkadza, bo bardzo często jej nie ma... nie narzekam.





*prawie esencja w czterech obrazkach, ale brakuje mi jeszcze jakiejś epickiej akcji z meczu, wybaczcie, znajdę i nadrobię*

Wspomniany już Luca Vettori... jeszcze niedawno debiutant w kadrze, a teraz... może jeszcze nie weteran, ale swoje ma za sobą. No i ten uroczy chłopaczek o wymiarach 200 na 90 *cm x kilo, jak coś* podbił moje serce... właściwie całkiem niedawno. Może z cztery miechy temu buszowałam po tumblerze, gdzie znaleźć można wszystkich i wszystko... i przy hasztagu #pallavolo przewijał mi się taki młodziak w okularkach. Myśląc o tym z perspektywy czasu, zastanawiam się... jak ja mogłam go nie znać?! Obecnie wciąż podbija moje serce swoim niewzruszonym spokojem na boisku, uroczą nieśmiałością i niskim głosem. *i właśnie znalazłam 10 groszy w butelce z żółciakami #szczęście #i #bogactwo* Właściwie to on zaczął modę na jeża w kadrze, bo te cud - włosy, puszyste i urocze w każdym calu, zniknęły... tak po prostu... PUF. *za ciosem poszedł Zaytsev, więc rozpacz x2... dzięki, Luca... dzięki, serio...* Moja radość, kiedy zaczęły mu odrastać te niesforne kłaki, była nie do opisania.


*słodko czy bardzo słodko? Gif z ubiegłorocznego Super Pucharu Włoch, wygrała Modena... w tym roku, wczoraj dokładnie, też wygrała Modena... wszystko wygrywa Modena XD*

Jak jest Vettori, to musi być i Piano *chyba najwdzięczniejsze nazwisko włoskiej kadry* bo to są takie papużki - nierozłączki. Nie zapomnę miny mojej mamy, kiedy słuchając jednego z licznych wywiadów, pokazałam jej, że właścicielem tego "murzyńskiego głosu" jest to wychudzone coś. Niby 208 wzrostu, niby 102 kilo, a chude to takie... #nakarmiłabym. No i do głosu wracając... Dreszcze mam jak go słucham *w sensie takie pozytywne dreszcze, wiecie o co chodzi... nie?*
Musiałam trochę pozawodzić na Lidze Światowej, bo chcąc, nie chcąc, operacja kolana była potrzebna i Teo w LŚ nie zagrał, co skomentowałam miną smutnej Grażyny z bazaru *nie obrażając Grażyn i bazarów* i Liga troszkę straciłam na wartości... No, ale Teo z całym swoim urokiem wrócił na Puchar Świata i Mistrzostwa Europy i gdy tylko mogłam wlepiałam w niego oczy... #kobieta #ogląda #mecz...
*solenizant z dnia wczorajszego, miło wygrać Super Puchar Włoch w urodziny :')*


*ostatnie, czego mi brakuje to ta jego maniera podwijania spodenek...*



Ile ja czekałam na Juantorenę w kadrze... to wy nie macie pojęcia. Przyznaję, że przez długi czas nie miałam pojęcia, że facet jest *wciąż mnie to wywala z butów* KUBAŃCZYKIEM, jednak zdążyłam już tą niewiedzę nadrobić i z niecierpliwością czekać na włoskie obywatelstwo. To jeden z tych zawodników, który potrafi poderwać drużynę do walki jednym dobrym atakiem, jednym pozytywnym bodźcem i cała gra przeciwnika się sypie. Po za tym nie spotkałam dawno osoby tak pozytywnej i optymistycznej. Na boisku - spokój i opanowanie w każdej akcji, prywatnie - pełen uśmiechu i energii facet. W przyszłości chciałbym móc pochwalić się wszystkimi tymi cechami. Gdy inne dziewczyny chcą grać jak Skowrońska czy Werblińska, ja chcę grać jak Osmany Juantorena Portuando *dłuższego nazwiska się kuźwa, mieć nie dało?!*. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że przy zasięgu 370 cm to będę go mogła co najwyżej po brodzie podrapać, ale warto mieć marzenia, nie?




*współczuję każdej drużynie, która musi mierzyć się z tą dwójką powyżej...
Zaytsev + Juantorena > wszystko *matematyka, królowa nauk**

Moja mama, mój wierny słuchacz w kwestii siatkówki pamięta nieliczne nazwiska, przede wszystkim z polskiej kadry, więc opowiadając o Włochach, używam najróżniejszych skojarzeń i określeń. Do Fillippo Lanzy na stałe przylgnął przydomek "tego od brwi". Dziewczyny płacą gruby piniondz, żeby mieć coś chociaż odrobinę podobnego, a ten facet po prostu urodził się z idealnymi brwiami. *kusi mnie, żeby wrzucić hasztag #zazdro, ale coś dużo tych hasztagów dziś, więc załóżmy, że go tu nie ma* I niech ktoś mi wytłumacz, jakie jaja trzeba mieć, żeby zrobić sobie tatuaż na łokciu? No może nie na samym łokciu, ale wokół, gdzie i tak boli jak cholera? *#szacun* To jeden z niższych przyjmujących jakich znam *tylko 194 :')*, ale nie raz już swoje na boisku zrobił. Mały, ale wariat :')




To tak *w skrócie* o Włochach i kilku powodach dlaczego ta, a nie inna reprezentacja. Ktoś pewnie powie, że 'ogląda, bo tam gra ten i tamten'... tak, tak właśnie to wygląda. Oprócz drużyny narodowej *której obowiązek przykazuje kibicować*, kibicuje się tym drużynom, której zawodników się lubi. Więc jeśli kadra Włoch zostanie przebudowana od A do Z to nic mnie przy niej nie będzie trzymać. Dopóki jednak grają tam ci, którzy grają... to FORZA AZZURRI! *kocham tego gifa, bicek chodzi *-* *

1 komentarz:

  1. Fajnie, że masz też swoje ulubione drużyny poza naszą kochaną reprezentacją, warto poszerzać swoje zainteresowania! ♥
    KLIK-BLOG

    OdpowiedzUsuń