czwartek, 15 października 2015

Rosyjskie bolidy czyli Grand Prix Formuły 1 w Sochi

Ewolucja tytułu tego posta... jest niesamowita. Lista rozważanych pomysłów byłaby baaaardzo długa, więc oszczędzę wam jej przeglądania, szczególnie, że oficjalny tytuł, choć dość rozbudowany, podoba mi się. *a pozostałe nie były równie udane, uwierzcie mi...*

Od  razu ostrzegam, że ten post będzie baaaardzo, baaaaardzo długi, bo do jego zrozumienia potrzeba kilku zdań (czytaj: akapitów) wstępu i wprowadzenia, więc jeśli macie mało czasu albo jesteście totalnie niezainteresowani to idźcie sio! *ale tak serio to zostańcie, namęczyłam się przy tym...*

Teraz drobne wprowadzenie dla zorientowanych w równym stopniu, co ja, czyli zerowym: Grand Prix to system rozgrywek stosowany w Formule 1. Jedno GP rozgrywane jest w ciągu jednego weekendu od piątku do niedzieli włącznie. Pierwszy dzień to treningi, czas na zapoznanie z torem i innymi cudami, o których za chwilę powiem. Sobota to kolejne dwa treningi i trój-etapowe kwalifikacje. W ostatnim etapie kwalifikacji kierowcy walczą o najlepsze miejsca startowe w niedzielnym wyścigu, kiedy to przyznaje się nagrody i co najważniejsze - leje szampana.

Do treningów wracając: to czas na przetestowanie optymalnej trasy, opracowanie techniki na poszczególne zakręty, sprawdzenie zachowań bolidu z różną ilością paliwa czy dobór odpowiednich opon do nawierzchni. Nie wiem, jak rzecz ma się w piątki, ale w soboty treningi odbywają się przed i po kwalifikacjach *o ile wszędzie wygląda to tak samo, nie jestem jeszcze najlepiej zorientowana*, a każdy trwa 45 minut podczas których wolna wola, rób co chcesz, nawet sobie łeb rozwal jak ci zależy. *niektórym nie zależy, a i tak rozwalają... czorny humor, wybaczcie :')*

Może być też istotna sytuacja związana z zespołami. Otóż jeden zespół może posiadać dwóch kierowców. Wiodącą marką jest w tej chwili Mercedes w składzie Rosberg i Hamilton. Wykażę się jeszcze widzą i *zapewniam, że z pamięci* powiem, że dla Ferrari jeżdżą Raikkonen i Vettel. Te ich czerwone wózki są takie... seksi.



To już chyba wszystko, jeśli o wprowadzenie chodzi... więc do rzeczy. Kto oglądał zimowe igrzyska olimpijskie w Sochi w 2014 (dobrze rzeczę czy źle...? wygooglowałam, dobrze jednak, 2014) ten może kojarzyć tą maleńką miejscowość *tam ledwo 360 000 ludzi, pfff, co to dla nas, Cebulaczków*. Kto nie oglądał i nie kojarzy to powiem, że to miasto w Rosji leżące blisko granicy z Gruzją i właśnie tam w ten weekend odbyło się Grand Prix.

Piątkowych treningów nie miałam okazji obejrzeć, więc przejdę od razu do soboty. Opisywanie wszystkich trzech etapów kwalifikacji, podczas to których znikały z listy kolejne znane mi nazwiska, trwałoby długo dłużej niż długo, więc w skrócie tylko powiem, że poważniejszy wypadek miał Hiszpan Carlos Sainz, 21 - letni chłopaczek, co aż mi go żal było jak wyrył w te bandy. Otóż, co do samego toru, mówi się, że jest mało przyczepny *jak wszystko w Rosji, kupy się nie trzyma* i na jednym z zakrętów przy problemie z kołami Sainz wylądował w ścianie. Na szczęście po za kilkoma uszkodzeniami bolidu, nic się nie stało i już w niedzielę Carlos wystartował.


Kwalifikacje wygrał Nico Rosberg, a drugie miejsce zajął jego kolega z zespołu Lewis Hamilton. *którego już bardzo ładnie wam przedstawiłam, kto nie czytał, odsyłam tu → klik!* Zanim ktoś mi zarzuci, że tylko o pozycjach Mercedesa mówię, to powiem, że ta para zajmuje dwa pierwsze miejsca w klasyfikacji generalnej, a przedstawienie całej dziesiątki zajęłoby dodatkowy czas i miejsce.



I oto niedziela! Z pole position rusza Rosberg, zanim Hamilton...
... (chwila...)
... (2 chwila...)
... (3 chwila...)
i reszta. Niżej usytuowani w kwalifikacjach gonią czołówkę, inni bronią swoich pozycji, Mercedes walczy gdzieś z przodu. Już przy pierwszym okrążeniu odpada dwóch kierowców, a po jakimś czasie zmuszony do rezygnacji jest też... Nico Rosberg, który ma problem z gazem *w sensie z przyspieszeniem, nie że jakieś holokausty i w ogóle...*. Ekipa z garażu radzi mu "zaadaptować się do sytuacji" i nie wiem, co to w tym przypadku ma oznaczać, bo jak się ścigać, kiedy gaz ledwo zipie? Trudno dziwić się Nico, który już zebrał tytuł najbardziej pechowego kierowcy sezonu, że bardzo sfrustrowany wycofał się z wyścigu i ustąpił pierwszą pozycję Hamiltonowi. Lewis oczywiście przyjął prezent i zrobił z niego użytek, w ciągu kilku okrążeń odstawiając resztę stawki na odległość zapewniającą mu spokój do końca wyścigu.


Dalej akcja wygląda trochę ciekawiej. Mamy wypadek Romaina Grosjean'a, który stracił przyczepność i zarył dupskiem w bandy. Powodem nie był jednak problem z oponami... chociaż nie, właściwie to były opony. Tyle, że nie jego...
Przy 200 km/h i wzwyż koła dostają konkretne lanie i zwykle tor pełen jest drobnych fragmentów gumy, które zbierają się po za optymalną trasą. Romain miał pecha trafić na większe skupisko takich gumowych odpadów i kółeczka odrobinę podskoczyły i PUF. Wypadek niegroźny, ale Francuz kontynuować wyścigu już nie mógł, a bandy naprawiano... srebrną taśmą. Srlsly, Russia?!




Ciekawa akcja ma również miejsce w pod koniec ostatniego okrążenia, kiedy toczy się zacięty pojedynek o trzecie miejsce między Perezem, Bottasem i Raikkonenem.(ja wiem, że wam te nazwiska nic nie mówią, ale jak inaczej? XD) Bottas wyprzedza Pereza i wszystko byłoby ok, gdyby Raikkonen nie był zbyt zachłanny i nie próbował wyprzedzić obydwóch. Ostatecznie wjechał Bottasowi w tylne koło, spychając go po za tor, co ten skomentował "What the fuck did he do...?" głosem człowieka tracącego wiarę w ludzkość. Perez utrzymał pozycję, Raikkonen jakoś doturlał się do mety, co z Bottasem? Nie wiem, oprócz tego, że Kimi za pewno dostanie wpier... na stronie.

Tak więc zgodnie z zapowiedziami Mercedes górą. Trudno się dziwić skoro Lewis miał momentami 16 sekund przewagi nad drugim w stawce Vettelem, a uwierzcie mi, że w tym sporcie sekunda to już masa czasu. Tak więc po wyścigu Lewis pogłaskał i przytulił swój bolid, okazując mu więcej czułości niż swojej ex *ależ jestem złośliwa...* który go grzecznie i bezpiecznie dowiózł na miejsce... nie to co wózek Rosberga *złośliwość: part 2* Walka o pierwsze i drugie miejsce nie była więc pasjonująca, bo Vettel też odstawił konkurencję, a jadący na brąz Perez nawet nie próbował go dogonić, do czego zresztą nikt go specjalnie nie namawiał. W wypadku Sergio trzecie miejsce to - co najmniej - satysfakcjonując lokata.
Zanim zapytacie, ile jeszcze będzie trwał ten post *wiem, wiem, dłuuuuugi jest, ale lubię pisać o sporcie* powiem wam, że wasza cierpliwość właśnie zostaje nagrodzona.



Otóż wchodzi sobie Hamilton po wyścigu do takiego fajnego pomieszczenia, gdzie się medalowa trójka zbiera, odkłada kaski, poprawia włos i rusza na dekorację. No i Lee staje na takim urządzonku, co prawdopodobnie jest wagą, odwraca się... a za nim Putin. Osobiście byłam mega zszokowana, bo kto przywykł do widoku Putina na sportowych imprezach?! *kto w ogóle przywykł do widoku Putina?! XD*
Na szczęście Lewis nie wywalił oczu na wierzch tylko grzecznie się przywitał i przyjął gratulacje, podobnie jak Vettel i Perez. Oczywiście Sebastian nie zapomniał wypomnieć Lewisowi, że ustanowił rekordowe okrążenie, ale to tylko takie tam koleżeńskie złośliwości.


Rosja nie byłaby Rosją, gdyby nie futro niedźwiedzia na głowie. Hamilton ukrył pod nią swój platynowy lok *który po dwóch godzinach pod kaskiem żyje własnym życiem* bez większego stresu prosząc Putina o potwierdzenia "czy dobrze to wygląda" *odważny czy szalony?*, Vettel miał głowę dłuższą o kolejne piętnaście centymetrów, a Perez w ogóle był grzeczny i uroczy, nawet z miśkiem na głowie.


*drugi pan od lewej, który wyglądał, jakby mu kto w nos wywalił, odbierał puchar dla ekipy Mercedesa za zdobycie tytułu Mistrzów Świata konstruktorów w sezonie 2015*

Puchar zwycięzcy wręczył sam Wladimir Putin *Lewis, całuj stopy, jakie ty masz szczęście, chłopie!*, pozostała dwójka nie miała już takiego farta, ale puchar to puchar, nie ważne z czyich rąk. I to, na co ja zawsze wyczekuję z największą niecierpliwością: SZAMPANY!



Ucierpiało wszystko, włącznie w czapkami z miśków i ekipami na dole, ale tak jest zawsze. Ważne, że dużo radości... szczególnie jak komuś pryśniesz w pysk... a jak już strzelać nie chce to można kulturalnie się napić... "kulturalnie", bo jeszcze konferencja przed nami... *yhym, ta, przyssawszy się, spili do dna*

A konferencja jak to konferencja... parę pytań, trochę nudy, trochę wygłupów... Vettel kręcił po niemiecku, więc rozumiała jedna trzecia obecnych na sali, Hamilton ucieszył oczy instagramowiczów, bo po co słuchać jak nie mówią do niego... a Perez... wciąż grzeczny i uroczy.



Tak więc działo się na rosyjskich torach, oj, działo. Już od kwalifikacji zaczynając na wręczeniu trofeów kończąc. Za tydzień kolejne GP zostanie rozegrane *czy "rozjechane"?* w USA, następnie w Meksyku, Brazylii i Abu Zabi. I już ostrzegam, że o każdym będę się tak rozwodzić na pół godziny czytania :)

1 komentarz:

  1. Średnio się tym interesuje, ale fajnie że masz taką super zajawkę :)
    http://frazeologizmastrall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń