poniedziałek, 12 października 2015

Formuła... tylko czego?

Życie bez obiektów westchnień jest nudne, więc co jakiś czas znajduję sobie nowe. Zwykle jest to jakiś siatkarz, aktor albo model, ale zdarzają się wypadki, że świat świeci pustkami... więc pozostaje Tumblr i Instagram. Podziękować pani dyrektor, która ostatnio nie miała dla nas czasu i dwie godziny przedsiębiorczości spędziłam w internetach, szukając nowego crusha. Drogie Panie... Lewis Hamilton.

Właściwie to Lewis Carl Davidson Hamilton *kurdałkę, jak Harley Davidson, coś musi być w tej nazwie...* Nazwisko na mój gust amerykańskie, jednak pochodzenie brytyjskie.

Ciekawe ile jeszcze potencjału kryje się pod tymi kaskami...? Dla niezorientowanych: Hamilton jest kierowcą F1 i chyba zacznę normalnie oglądać te bolidy, bo jak widać różne cuda tam można znaleźć. Co prawda dla nas, narodu polskiego, Formuła 1 zaczęła i skończyła się wraz z Robertem Kubicą i od 2010 roku F1 oglądają zagorzali fani i faceci, którzy wolą obejrzeć wyścig niż cokolwiek innego, ale ja jestem kobietą i nie potrzebuję powodu, więc jeśli padnie pytanie, dlaczego nagle oglądam wyścigi, odpowiem "bo tak".

Jak już jesteś w temacie kobiet... Kochliwy ten Lewis jest. Ile miał dziewczyn to nikt dokładnie nie wie, ale jego najdłuższy związek z Nicole Scherzinger, amerykańską piosenkarką, która ostatnio (czytaj: rok temu) wydała piosenkę "Your love", trwał 8 lat. Mówię 'trwał', bo niedawno się rozstali... ponownie. Ich związek prawdopodobnie był wzorcem to scenariusza "Mody na sukces". Najstarsi górale nie wiedzą, ile razy już ze sobą zrywali i ile razy do siebie wracali. Zwykle przyczyną był brak czasu, który pochłaniały obowiązki zawodowe i tym razem nie jest inaczej. Podobno "ten raz" jest już ostatecznie ostateczny, ale takich "razów" też już kilka było. Więc czekamy.
A może po prostu Lewis nie kochał jej tak bardzo jak swoje buldogi..?





Dobra, zostawmy babska za sobą. Jest samochód, muzyka i dwa psy: Roscoe i Coco, jedno grubsze i bardziej leniwe od drugiego, ale przecież dlatego ludzie kochają buldogi, nie?


Lee jest zakochany w swoich psiakach... "jak w swojej dziewczynie" chciałoby się powiedzieć, ale w jego przypadku... to mógłby być wątpliwy komplement. Te dwa grubasy zwiedziły z Hamiltonem kawał świata, spały w pościelach najlepszych hoteli i towarzyszą mu prawie wszędzie. No i wydają agonalne dźwięki jak słyszą fortepian...


Kto poświęcił 15 sekund, ten słyszał, że wspominając wcześniej o "muzyce" nie miałam na myśli tylko nieodłącznych słuchawek, ale też śpiew. I fortepian. I gitarę. I Bóg wie co jeszcze, tylko o tych trzech rzeczach na razie wiem. Był czas, że Lewis całe dnie spędzał w studiu, nagrywając to i tamto i podobno coś z tego powstało, ale nie miałam okazji jeszcze poszukać.


















Jeśli nikt jeszcze nie zwrócił uwagi na wytatuowaną rękę to proszę zrobić to teraz. Na tym dzierganie się nie kończy, bo Ham ma wytatuowane całe plecy, klatkę piersiową, część tatuażu zachodzącą na szyję i 44 za uchem *numer startowy*. Dopóki bliżej im się wszystkim nie przyjrzeć to wygląda to ok.








Wciąż omijam temat najważniejszy, sam sport *bo przyznaję się: wiem o nim nie wiele* więc zanim zacznę googlować i radzić się cioci Wikipedii to wspomnę jeszcze, że po za kombinezonem roboczym Lewis ubiera się dobrze albo bardzo dobrze, co doceniają na przykład takie ekipy jak GQ Magazine, od którego nagrodę zebrał dwa razy pod rząd.


No i nadszedł ten moment, kiedy mówię o tym, o czym nie mam pojęcia.
Zaczynał na kartingach, skończył w F1. Jego debiut w 2007 zakończył się drugim miejscem w kwalifikacji generalnej mistrzostw świata, rok później wywalczył tytuł mistrza, a w 2014 pokonał partnera z drużyny Nico Rosberga, po raz drugi sięgając po złoto *Mercedes miał udany sezon :')*
Obecnie wciąż jeździ w Mercedesie, a największym rywalem jest jego kolega z zespołu, wspomniany już Rosberg. Obecny sezon powoli już się kończy i gdyby wskazywać faworyta do tytułu mistrza to byłby to właśnie Lewis. Trudno się dziwić skoro w wygrywa większość wyścigów bez większego problemu... Już pomijam, że jeździ jak szalony i za cholerę nie wsiadłabym z nim do samochodu, nawet gdyby to był Fiat 126p...

To jeden z bardziej satysfakcjonujących mnie postów, bo mimo, że zajął mi mnóstwo czasu *zaczynając od przejrzenia wszystkich 1400 postów na Instagramie, przycinaniem zdjęć, żeby jedno obok drugiego się mieściło, pobierania filmów, czytania Wikipedii i innych gówien...* to efekt końcowy mega mi się podoba i mam nadzieję, że docenicie :')






5 komentarzy:

  1. *doceniamy*
    Czy kojarzyłam czy nie, teraz już kojarzę. Przeczytałam cały post, bo Twój styl pisania jest super xD
    No to tak. Lubię jego psy.
    Wiem, jak to jest mieć "obiekt westchnień", bo mam swój od jakiegoś roku. Może się nie zmienia, ale ciągle dochodzą nowi. Oglądanie nowego serialu = Ooo jaki on jest cudowny!

    Dobra, już.
    Obserwuję od razu
    Dzięki za komentarz! :D
    http://granatowedrzwi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety nie kojarzę ale dzięki temu postu już wiem, że ktoś taki istnieje.
    http://blogujzangie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo znam go ! Kiedyś często oglądałam F1 z wujkiem no, a wiadomo Hamilton jest jednym z najbardziej znanych :D Świetnie to opisujesz, aż chcę się czytac :)
    http://you-always-be.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń