niedziela, 18 października 2015

BOOKOHOLIK Ostatni Testament

Moja półka zarzucona jest książkami o wampirach, wilkołakach, elfach i innych istotach nadprzyrodzonych. Biblioteczka typowej nastolatki, słodkie paranormalne romanse. Jednym z objawów mojego psychicznego dojrzewania jest chyba próba przerzucenia się na poważniejsze lektury. Zaczęło się od James'a Frey'a i jeśli wszystkie kolejne książki będą stały na tym poziomie, już nigdy nie sięgnę po romantyczną powiastkę o zakazanym uczuciu.

"Ostatni Testament" to książka nietypowa w każdym tego słowa znaczeniu. Opowiada historię Bena Ziona Avrohoma, mężczyzny żyjącego w brudnym XXI-wiecznym Nowym Jorku. Znienawidzony przez
ojca i brata, wyrzucony z domu w wieku kilkunastu lat, bezdomny, który okazuje się... Mesjaszem. Jednak Frey nie snuje opowieści o następcy Jezusa głoszącego kazania na chodniku. Przedstawia zupełnie inny obraz Boga i Zbawiciela, niż ten, do którego przywykli chrześcijanie. Jeśli jesteście głęboko wierzący może nie powinniście sięgać po tą książkę, bo nie znajdziecie tam nic, co byłoby zgodne z waszymi przekonaniami.

Ben nie jest drugim Jezusem. Jest człowiekiem jak my wszyscy. Rozmawia z Bogiem, otrzymuje od niego wiedzę i umiejętności, czyni cuda, nie może umrzeć. Mimo to, jest tylko człowiekiem. Pełnym miłości, dobra i cierpliwości. Dojrzewający w przekonaniu, że stworzony został do wielkich rzeczy, obciążony ogromną odpowiedzialnością, godzi się ze swoją rolą i nawraca ludzi na drogę prawdziwego Boga: drogę miłości.

Bóg jest miłością. Nie jest mistyczną istotą, osądzającą w drugim życiu ludzi za ich czyny. Książka James'a Frey'a przekracza wszelkie granice poprawności religijnej, wyśmiewając chrześcijan, ich wiarę i przekonania, tworząc obraz nowej religii. Namawia ludzi do wzajemnej miłości i wyrażania jej, nie ograniczonej barierami współczesnych przykazań.

Na pierwszy rzut oka w książkach jest sporo czerwonej czcionki, a zero dialogów. Po raz pierwszy zetknęłam się z powieścią, gdzie wypowiedzi nie są w żaden sposób wyróżnione, nie licząc pisanych na czerwono słów Bena. Wydawać by się mogło, że to wada, jednak brak myślników sprawia, że książkę czyta się jeszcze płynniej i lżej.

Narratorami powieści są kolejne postaci drugoplanowe, które spotykają Bena. Jego brat, lekarka, prawnik... poznajemy historię z punktu widzenia każdego z nich, dostrzegamy głębokie zmiany jakie wywołał w nich współczesny Mesjasz, a autor kreuje postacie kontrastowe do siebie nawzajem, ubarwiające powieść swoimi przeróżnymi życiorysami. Otrzymujemy możliwość wczucia się w sytuację każdego z nich, a ich czyny, reakcje i historie nie są przerysowane czy cukierkowe.

Dla kogo jest przeznaczony "Ostatni Testament"? Dla każdego i dla nikogo. Ciężko wskazać mi konkretną grupę odbiorców, którą mogłabym zapewnić, że książka im się spodoba. Zależy to od przekonań i podejścia do dyskusji na ich temat. Jedni całkowicie zgodzą się z jej treścią, innych zmusi do refleksji i podjęcia innych punktów widzenia, jeszcze innych rozwścieczy i zbulwersuje. Ja nalezę do pierwszej grupy i mogę śmiało powiedzieć, że to jedna z najlepszych książek jakie kiedykolwiek przeczytałam.

2 komentarze:

  1. Super napisane, bardzo fajnie się czyta. Zachęciłaś mnie do sięgnięcia po tą książkę :)

    Pozdrawiam :),
    paturecam

    OdpowiedzUsuń
  2. Super napisane, bardzo fajnie się czyta. Zachęciłaś mnie do sięgnięcia po tą książkę :)

    Pozdrawiam :),
    paturecam

    OdpowiedzUsuń